piątek, 5 stycznia 2018

Miłość a lęk

Są dwa święte pomiędzy świętymi przykazaniami:

“Kochaj Boga całym sobą. Kochaj bliźniego jak siebie samego.” 

To streszczenie Prawa i to je głoszę, gdyż z nimi jest się pewnym zdobycia Królestwa Bożego. W miłości znajduje się siła zachowania własnej [posiadanej już] świętości lub stania się świętym, siła przebaczenia, siła heroizmu w cnotach. Wszystko mieści się w miłości.
To nie lęk ocala. [Istnieje] strach przed sądem Bożym, obawa przed ludzkimi karami czy lęk przed chorobami. Strach nigdy nie jest konstruktywny. Wywołuje on wstrząs, kruszenie, burzenie, ruinę. Strach prowadzi do rozpaczy, wiedzie ku przebiegłości w celu ukrycia złego zachowania. On prowadzi jedynie do lęku, gdy obawa jest już bezużyteczna, bo zło jest już w nas. Kto - będąc jeszcze w dobrym zdrowiu – myśli o tym, żeby działać roztropnie z litości dla swego ciała? Nikt. Ale odkąd pierwsze dreszcze gorączki przebiegają przez żyły lub kiedy plama [na skórze] każe myśleć o chorobach nieczystych, wtedy nachodzi strach przed męczarnią, która się łączy z chorobą, przed siłą rozkładającą ciało, które już niszczy choroba.

Miłość, przeciwnie, jest budująca. Buduje, wzmacnia, zachowuje nienaruszonym, chroni. Miłość pokłada nadzieję w Bogu. Miłość sprawia, że zło ucieka. Miłość prowadzi do roztropności wobec własnej osoby, która nie jest centrum wszechświata. W to wierzą i tak postępują egoiści, fałszywi wielbiciele samych siebie. Oni bowiem, ze szkodą dla części nieśmiertelnej i świętej [w człowieku], kochają w sobie jedynie część najmniej szlachetną.
Troszczenie się o nią zawsze jest obowiązkiem, bo należy ją zachować w dobrym zdrowiu tak
długo, jak długo spodoba się Bogu, żeby być pożytecznym dla siebie, dla krewnych, dla
swego miasta, dla całego kraju.

Nie można jednak uniknąć nadejścia chorób. Dlatego nie można mówić, że wszelka choroba jest konsekwencją występku lub karą. Są też święte choroby, zesłane przez Pana Swoim sprawiedliwym. Jest tak, żeby świat – który z przyjemności czyni swoje wszystko i sprawia, że wszystko ma mu służyć – miał świętych, będących jakby zakładnikami wojennymi, dla ocalenia innych. Płacą oni samymi sobą, żeby przez ich cierpienia zostało wynagrodzone mnóstwo grzechów, gromadzonych przez świat każdego dnia. One mogłyby wywołać upadek Ludzkości, grzebiąc ją w jej przekleństwie. Pamiętacie Mojżesza, który jako starzec modlił się, gdy Jozue walczył w imię Pana? Musicie wiedzieć, że ten, który cierpi w sposób święty, toczy największą z bitew z najbardziej okrutnym wojownikiem, istniejącym na świecie i ukrywającym się pod wyglądem ludzi i narodów: z szatanem, dręczycielem, źródłem wszelkiego zła. Walczy on za wszystkich innych ludzi. Jakaż jednak jest różnica pomiędzy chorobami świętymi, zsyłanymi przez Boga, a tymi, które pochodzą z występku, wywołanymi przez grzeszną miłość i zmysłowe [przyjemności]? Pierwsze [choroby] - są dowodem dobroczynnej woli Boga; drugie – dowodzą szatańskiego zniszczenia.

Trzeba więc kochać, żeby być świętymi, gdyż miłość stwarza, chroni, uświęca. Ja też – ogłaszając wam tę prawdę – mówię do was jak Nehemiasz i Ezdrasz: “Ten dzień jest poświęcony Panu, Bogu waszemu. Nie bądźcie smutni i nie płaczcie!”. Wszelka bowiem żałoba ustaje, gdy przeżywa się dzień Pański. Śmierć traci swe okrucieństwo, gdyż strata syna, małżonka, ojca, matki lub brata staje się oddzieleniem chwilowym i ograniczonym.
Chwilowym, gdyż ustaje z naszą własną śmiercią. Ograniczonym, gdyż ogranicza się do ciała i zmysłów. Dusza nic nie traci przez śmierć krewnego, który odszedł. Przeciwnie, wolność jest ograniczona tylko z jednej strony: u tego, który przeżył. Jego dusza jest jeszcze ściśnięta w ciele. Z drugiej zaś strony ten, który przeszedł do drugiego życia, cieszy się wolnością, możliwością czuwania nad nami i otrzymania dla nas więcej, o wiele więcej niż wtedy, gdy kochał nas w więzieniu ciała.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz